Święta Bożego Narodzenia są obchodzone od tysiącleci przez ludzi świętujących moment przesilenia zimowego. W międzyczasie świętowanie to obrosło w wiele rytuałów, symbolicznie pokazujących nam co faktycznie świętujemy.

 

W tworzeniu rytuałów święta godów, nie ma moim zdaniem miejsca na teorie spiskowe według których, ktoś ponad nami (niby ten mądrzejszy) ukradkiem, od kuchni, wciska nam do podświadomości treści aby prosty lud wzrastał. Te rytuały pojawiają się ot tak, niby zbiegiem wielu przypadkowych okoliczności, tworząc jednak w efekcie otoczkę sakrum wokół tych dni przed nami. Skąd się w takim razie biorą? Bez istnienia świata duchowego nie można tego wyjaśnić.

Weźmy taką choinkę – symbol lasu i przyrody jako takiej, który wita u nas w gości. Ubieramy ją w ozdoby aby była jak ta przyroda – zwyczajnie piękna.

Albo taki karp. Kto wyjaśni dlaczego właśnie w tym dniu, wielu upiera się aby mięso ryby było najświeższe i w związku z tym najlepiej zabić ją własnoręcznie tuż przed przygotowaniem potraw. Przez cały rok najwięksi smakosze zadowalają się rybą martwą kupioną w sklepie albo od rybaka, tylko w wigilię nie. W sumie przez cały rok jadamy mięso rybie i mięso zwierząt ciepłokrwistych i w zasadzie to już przestaliśmy zauważać fakt jedzenia ciała żywego, czującego stworzenia. Jednak w wigilię, albo tuż przed, wielu z nas zabija rybę własnoręcznie, czując jak uchodzi z niej życie. Może większość robi to beznamiętnie, ale u wszystkich podświadomość odbiera wyraźny przekaz: ta ryba poświęciła swoje życie dla mnie, tak samo jak wszystkie inne zwierzęta przez cały rok.

 

Kiedy nadchodzi ten święty wieczór, czujemy wyraźny czar - wszystko wokół przypomina nam że razem z przyrodą tworzymy jedną wielką rodzinę – nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem.