To nie jest literatura faktów, ani nawet nie political fiction. W mojej notce wypływam na szersze wody wyobraźni i nieskrępowanej myśli. Publikuję to, bo tak jakoś dobrze spinają się w tej opowieści różne sprzeczne do tej pory kwestie.

 

Zanim podejmę główny wątek, pozwolę sobie przedstawić sprawę relacji Boga z ludzkością w szerszym kontekście.

W księgach kanonu ewangelicznego jest całkiem sporo wypowiedzi co najmniej kontrowersyjnych, które jakoś zupełnie nie współgrają z naszym wyobrażeniem o łagodnym charakterze relacji z człowieka z Bogiem. Jednym z takich cytatów jest przestroga pojawiająca się w Apokalipsie. Brzmi ona mniej więcej tak: "Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (3,15n).

Stosunkowo niedawno uświadomiłem sobie, że ta wypowiedź świadczy o pierwszeństwie rozwoju świadomości, nad życiem bez grzechu (błędu!). Dlaczego tak sądzę? To będzie dłuższa opowieść.

Od lat byłem zafascynowany epoką Fin du siècle. Wydawała mi się tak pełna wolności ducha, optymizmu, wiary w człowieka i niezłomności charakteru. Z daleka wyglądało to tak, jakby w tamtym czasie cywilizacja białego człowieka stworzyła podwaliny wszystkiego co później okazało się trwałe i wartościowe, natomiast my, pokolenie XX wieku tworzyliśmy już tylko rzeczy wtórne.

Jednak ostatnio, na idealnym obrazie odległej przeszłości pojawiły się wyraźne rysy i cienie. Lektura książek napisanych przez tych trochę mniej egzaltowanych autorów, jak np. Sandora Marai, pokazała mi z całą stanowczością rzeczywisty charakter tamtych czasów. Owszem, uwolniony z okowów doktryny religijnej, ludzki umysł, dokonywał cudów innowacyjności, tworzyły się nowe idee w nauce, sięgające w niektórych przypadkach poza nasze obecne możliwości, ale jednocześnie ci sami ludzie stosowali podwójne standardy moralności. Tak jak wobec członków swojej własnej klasy, byli szlachetni do przesady, tak wobec ludzi z klas niższych bywali bardzo często brutalni i bezwzględni. Podział na klasy społeczne był sztywnym zespołem klatek wymuszającym bezwzględne posłuszeństwo wszystkich mieszkańców danej klatki wobec niewzruszonych zasad w niej obowiązujących. Prawie nikt wtedy nie zastanawiał się nad sensem takiego podziału (przynajmniej ci na wyższych piętrach hierarchii), bo kwestionowanie stanu istniejącego oznaczało cofnięcie opieki jaką wspólnota darzyła swoich członków. Wypadnięcie z obiegu oznaczało w najlepszym przypadku wegetację na granicy przeżycia. Taki sam mechanizm posłuszeństwa funkcjonował w religii, tak jakby Bóg kontaktował się wyłącznie ze wspólnotą, a nie z każdym z nas z osobna.

Ten ustalony i zapieczętowany świat, który z zewnątrz lśnił jak dobrze oszlifowany brylant, stoczył się w odmęty piekła pierwszej, a w chwilę później II Wojny Światowej. Obydwa te wydarzenia przeorały ludzką świadomość ogromem cierpienia i pokazały jak wielkie pokłady nienawiści i agresji znajdują się pod wypolerowaną powierzchnią towarzyskiej ogłady. Teraz dopiero widać, że pod względem moralnym, społeczeństwa XIX wieku były jeszcze bardzo prymitywne. Silne były organizacje i klasy, ale człowiek w nich znaczył bardzo niewiele.

Dlatego śmiem twierdzić, że dzisiejsza zdolność każdego z nas do samookreślenia, wolność wyboru tego kim chcę być, mogłaby się nie pojawić, gdyby nie głęboka trauma powojenna. Tamten układ miał w sobie sporo mechanizmów zabezpieczających przed zmianami i mógłby tak trwać jeszcze przez całe wieki – w zakłamaniu. Podobnych i równie dramatycznych przemian ludzkość doznała całkiem sporo w swojej historii.

Kiedy zaczynała się znana nam historia rodzaju ludzkiego, dominował zupełnie inny niż obecnie system społeczny. Ulotne ślady osadnictwa świadczą o bardzo egalitarnym systemie organizacji życia dawnych społeczności. Odkryte ruiny miast Kultury Doliny Indusu, czy choćby nasz Biskupin nie posiadają w swoim obrębie ani miejsca kultu, ani wyróżnionej wielkością i zdobieniami siedziby władcy. W takim Mohendżo-Daro, centralnym obiektem miasta był … basen publiczny, a z drobnych znalezisk najwięcej jest kunsztownych i całkiem prostych zabawek dla dzieci. Życie w takiej społeczności, miało dla ich członków wiele zalet. Każdy był wspierany przez grupę i mógł w ramach ustalonej obyczajowości realizować w sposób nieskrępowany swoje cele. Życie tam toczyło się łagodnie i niespiesznie i z tego powodu jakiekolwiek zmiany, lub rozwój czy też poznawanie nowych idei pojawiały się wyjątkowo rzadko.

W tym miejscu grzmi znowu ta przestroga: „Obyś był zimny lub gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" Kultura plemion pierwotnych może się kojarzyć właśnie z takim letnim nastawieniem do życia – małą ale długotrwałą stabilizacją. Jednak z punktu widzenia Boga według załączonego cytatu, taka sielanka, nie przynosząca wzrostu świadomości, fermentu tworzenia, nie mogła trwać w nieskończoność.

Jakby wychodząc Bogu naprzeciw, gdzieś nad Tygrysem, Eufratem, Jangcy i Nilem pojawiły się organizacje o zupełnie odmiennym charakterze. Nawet odkryte tabliczki gliniane z pismem klinowym wyraźnie wskazują na boskie pochodzenie cywilizacji Sumeryjskiej. Ich struktura jest zaprzeczeniem egalitaryzmu – bo na czele stoi władca namaszczony przez wyższą istotę do tego aby rządził innymi – poddanymi. Władza króla spływa w dół po hierarchicznej strukturze, dlatego z jego rozkazu, cały naród spręża się aby zrealizować wyrażoną wolę władcy. Mechanizmem poruszającym całą tą konstrukcją jest metoda kija i marchewki stosowana śmiertelnie poważnie - do kary śmierci włącznie i nadań ziemskich w wielkim wymiarze z drugiej strony. Scentralizowane państwo dawało ogromną przewagę techniczną i militarną nad niezorganizowanymi społecznościami, stąd te drugie w miarę wzrostu państw centralnie rządzonych, zniknęły w mrokach dziejów. W Europie najdłużej bronili się Słowianie, choć i tak przez całe wieki byli eksploatowani jako źródło łatwych do zdobycia niewolników. Dlatego aby nie doszło do zupełnego unicestwienia plemion naszych przodków, musieliśmy w końcu wejść do systemu państw o scentralizowanej strukturze władzy. Jednak do dziś, w naszej osobowości zachowało się wiele elementów egalitaryzmu, elementów, które tak mocno wyróżniają Polaków wśród innych narodów Świata.


Kiedy porównuję te społeczności z perspektywy człowieka XXI wieku, widzę, że jakość życia (czyli osiąganie spełnienia w życiu) w egalitarnych systemach była o wiele wyższa niż w tych scentralizowanych. Natomiast rozwój świadomości, przebiegał o wiele szybciej w tych drugich. I choćby cierpienia wszystkich ofiar wojen i nieprawości od Sumeru po dni obecne, wołały pod niebo, nie przeważy to wartości, jakie się w ich efekcie pojawiły. Katedra w Chartres, Pasja Mateuszowa Jana Sebastiana Bacha, komputer, czy internet to są dzieła ludzkiego geniuszu, jakie nigdy nie pojawiłyby się wśród społeczności egalitarnych niezależnie od skali ich rozwoju. Jednak wszystkie dzieła geniuszu człowieka i tak nikną wobec tego jakimi pojęciami posługuje się współczesny człowiek, a jakimi posługiwał się na początku tej ery. Nie doszłoby do tak spektakularnego rozwoju, gdyby nie te nierówności społeczne, cierpienie i uwolnione żądze.

Po tak długim wstępie, mogę wreszcie poruszyć temat przewodni.

Historia Żydów sięga cywilizacji Babilońskiej i swoją genezę dość silnie wiąże się z terenem nad Tygrysem i Eufratem. Przykładem świadczącym za tą tezą, może być szereg opowieści ujętych w Genezis, które mają swoje starsze ale dość podobne wersje w tekstach odczytanych z pisma klinowego.

Podobnie jak w opowieściach napisanych pismem klinowym, Stary Testament, a właściwie Tora – święta księga Żydów, zawiera mnóstwo informacji o kontaktach tego plemienia z Jahwe i z jego posłańcami. Kulminacją tych kontaktów, był „kontrakt” zawarty pomiędzy narodem żydowskim poprzez swojego przedstawiciela – Mojżesza z tymże Jahwe, bogiem na górze Synaj. Tak się trochę kryguję przed zrównaniem Jahwe z Najwyższym Stwórcą, bo podobnie do Jahwe zachowywali się bogowie Sumeryjscy, Akadyjscy i Babilońscy i wszyscy razem bardziej odpowiadają wyobrażeniom bohaterów współczesnych opowieści science-fiction (np. Akadyjski poemat Atrahasis), niż duchowej podstawie wszystkiego co jest. Weźmy na przykład opis przybycia Jahwe na górę Synaj. Identycznie można by opisać lądowanie statku kosmicznego pokazanego w filmie „Prometeusz”. Jakby na to jednak nie patrzeć, Jahwe jest postacią potężną i nawet według dzisiejszych standardów- wszechmocną.

Tak więc, Jahwe poprzez Mojżesza a później, jego następców, prowadzi szkolenie Narodu Wybranego przekazując rady jak posiadając niewielką moc sprawczą (w porównaniu do sąsiadów, Izraelczycy byli niewielkim narodem), wygrać swoją niezależność i pomyślność. Podejrzewam, że to czego dowiadujemy się z Biblii, to zaledwie ułamek wiedzy przekazanej Izraelitom, oczywiście tym na poziomie decyzyjnym, zbliżonym do arcykapłana świątyni. Na przykład dzisiaj, osoba, która posiada dostęp do ostatnich zdobyczy techniki, farmakologii i psychologii jest w stanie w sposób nie zauważony uzyskać ogromny wpływ na decyzje podejmowane przez innych ludzi (Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka Robert B. Cialdini). Tym bardziej taką przewagę technologiczną mogła posiadać istota wyprzedzająca nas w rozwoju o tysiąclecia. Aby Naród Wybrany mógł rzeczywiście uzyskać władzę nad resztą, należało go wyposażyć w narzędzia niedostępne dla innych i zapewne takie narzędzia zostały przekazane.

Jak już wspomniałem, nie za bardzo jestem skłonny przyznać Jahwe, atrybutów Istoty Najwyższej - tej od której wszystko pochodzi i do której wszystko powraca, promieniującej na Wszechświat miłością. Dla Mnie bóg Izraelitów, to istota jak my, która przybyła na Ziemię tysiące lat temu i uznała tą planetę za swoją własność. („Teraz jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów, gdyż do Mnie należy cała ziemia.” - Wj 19, 5). Jezus, to według mnie zupełnie inna bajka, może dlatego tak szybko został zabity, bo Jego nauki mogły rozłożyć cały misterny plan osiągnięcia władzy nad Światem.

Wracając do wątku. Kilkadziesiąt wieków później stosunkowo małe plemię, posiada najwięcej majątku na Ziemi, decyduje o tym jakie informacje docierają do reszty populacji globu, oraz posiada kontrolę nad najgroźniejszym ziemskim psem łańcuchowym – Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Niewątpliwie Żydzi posiadają cechy dające im przewagę w dążeniu do i osiąganiu władzy nad innymi. Trzeba im to przyznać. Jedyny niesmak, jaki w związku z tym czuję, wynika z tego, że Żydzi osiągnęli to wszystko, poprzez małe i większe oszustwa. Po drodze do swojego bogactwa, wprowadzali zamieszanie w życiu mieszkańców planety, doskonale stymulując nas przy okazji, do osiągania coraz wyższych poziomów świadomości. Tym samym nieświadomie (ale dopuszczam też, że może w ograniczonym zakresie - świadomie) stawali się narodem Wybranym Najwyższego do działania na rzecz wznoszenia Materii do Ducha.

Brak kontaktu z podświadomością pozwala z jednej strony na skuteczne i dosłownie bezduszne, instrumentalne wykorzystywanie innych ludzi, z drugiej niestety ogranicza kontakt z Boską inspiracją. O taką ułomność podejrzewam decydentów na najwyższych stołkach władzy na świecie, bo wygląda na to iż w trosce o Ziemię (właściwie w trosce o własne wygodne życie), planują przeprowadzenie zdecydowanej depopulacji (do 500 mln osób – Georgia Guidestone). Kiedy czytam o takich planach, mając w świadomości drogę, jaką do tej pory przebyła ludzkość, zaraz pojawia się w umyśle idea podziału czasu na ery: złotą, srebrną, brązową i żelazną w której podobno teraz żyjemy. W świadomości pojawia się też sporo wątków o przejściu do nowej ery. Jedni nazywają ją Erą Wodnika, inni widzieliby nastanie nowej Ery Złotej. Jeżeli Złota Era oznacza czas szczęśliwości i spełnienia ludzi, jak to było już wcześniej, kiedy istniały społeczności egalitarne, to kryzys, jaki planują władcy świata dla wytracenia 95% populacji globu, może wpisywać się w wyższy plan przemian. Według mitologii hinduskich świat cyklicznie przechodzi wszystkie ery wspinając się po spirali rozwoju.

Jest tylko jedna kwestia, która wymaga wyjaśnienia. Do tworzenia społeczeństwa egalitarnego, nadają się przede wszystkim Słowianie, a zwłaszcza ci znad Wisły, a nie drobni oszuści z Wall Street. :)