Nauczyciele strajkują, poza tym nuda mediach, ale w tle czai się duże zagrożenie.

Konflikt pomiędzy USA a Iranem, ograniczający się przez przez ostatnie dziesięciolecia do wzajemnych pogróżek i działań dyplomatycznych, może wkroczyć w fazę działań militarnych. Od samego początku swojej kadencji, Donald Trump wyznaczył bardzo ostry kurs przeciwko władzom w Teheranie. Zaczęło się od jednostronnego wyjścia USA z traktatu, jaki kilka lat wcześniej zawarto w sprawie ograniczenia programu atomowego Iranu. Zaraz potem Trump wprowadził embargo na wiele towarów sprzedawanych do Iranu oraz zagroził sankcjami gospodarczymi krajom, które będą kupować ropę Iranu - z czego się później wycofał. Kilka miesięcy temu, rząd Stanów Zjednoczonych uznał Armię Irańską za organizację terrorystyczną, a rząd irański oskarżył o wspieranie terroryzmu. Niby wiadomo o co chodzi z tym Iranem, że te wszystkie działania, to w zasadzie dla interesu Izraela, który pragnie mieć wokół siebie wyłącznie słabe i skłócone kraje, a Iran nie dość że silny i bogaty, to jeszcze nastawiony wybitnie przeciwko Żydom. Swoją drogą, ciekaw jestem, kiedy Izrael ogłosi, że w relacjach z tym krajem o bowiązuje bezwzględnie "prawo Kalego", bo dzięki sile jego wasala (USA) i układom własnościowym w mediach, takie prawo obowiązuje już od dawna, ale jakoś jeszcze nie mówi się o tym głośno.

Wracając do wątku konfliktu USA vs Iran, trzeba zaznaczyć, że kilka dni temu, zarysowała się dramatyczna zmiana w posunięciach Waszyngtonu. Otóż Donald Trump ogłosił powrót do bezwględnych sankcji za import irańskiej ropy. Do tej pory na mocy tymczasowych porozumień, USA nie reagowało na zakup ropy z Iranu przez w zasadzie najważniejszych kontrachentów: Chiny, Indie, Japonia, Turcja i kilka państw Europy Zachodniej. Natomiast od 2 maja ma obowiązywać całkowite embargo na import ropy z tego kraju. Póki co, tylko Turcja ogłosiła że w nosie ma amerykańskie, jednostronne embarga, natomiast reszta krajów zachowuje milczenie. Kraje bliżej związane ze Stanami jak Japonia i Indie już od jesieni ograniczały zakupy ropy irańskiej, natomiast co zrobią Chiny, tego nie wie nikt. Chiny, to potężna maszyna, która zużywa ogromne ilości energii, dlatego źródła zaopatrzenia w ropę naftową, są dla niej kluczowe. Dochodzi do tego jeszcze jedna sprawa. Władze Iranu, stojąc przed perspektywą zatrzymania sprzedaży głównego źródła dochodu państwa, oznajmiły, że w przypadku wejścia w życie embarga na ich ropę, nie dopuszczą, do transportu ropy przez cieśninę Ormuz. Trzeba wiedzieć, że tor wodny dla statków handlowych wpływajcych i wypływających z Zatoki Perskiej (30% światowych dostaw ropy transportuje się tą drogą) przebiega przez wody terytorialne Iranu. Co prawda prawo morskie zakazuje zamykania takich szlaków, ale zaraz pojawia się pytanie, jakie prawo ma USA do narzucania tak rygorystycznego embarga?

Porzucając prawne dywagacje, stoimy przed pespektywą dużego zakłócenia dostaw ropy na rynki światowe. Cena ropy od stycznia powoli wzrasta osiągając ostatnio prawie 70 USD za baryłkę, jednak wyłączenie 30% dostaw ropy na światowe rynki, spowoduje wzrost skokowy pewnie nawet  200 USD. Trzeba jednak pamiętać, że samo zablokowanie cieśniny Ormuz, bez dalszych posunięć obydwu stron konfliktu, to jest wariant optymistyczny. Tak poważne zakłócenie dostaw ropy, skłoni USA do dalszych działań, które mogą być już tylko militarne, a to oznacza prawdziwą wojnę z Iranem, która już nie zablokuje możliwości transportu, ale może zniszczyć możliwości wydobywcze w tamtym regionie.  Najbardziej z takiego obrotu sprawy zapewne ucieszą się Rosjanie, natomiast Chiny będą musiały zareagować, aby utrzymać swoją pozycję  lidera gospodarki śwaitowej. Czy to oznacza wojnę światową?  Mam nadzieję, że i tym razem Donald Trump wycofa się (po cichu) z embarga na ropę irańską.